Literatura legionowa przez wiele lat nie miała szczęścia. Zawiniła tu historia i geopolityka. Najpierw była druga wojna światowa, a potem bez mała pół wieku panowania władzy zwanej ludową. Tym bardziej pochylić się więc warto nad tymi świadectwami literackimi legionistów, które mimo wszystko ujrzały światło dzienne, choć stało się to dopiero niedawno.
Gdy w 1988 roku nakładem wydawnictwa PAX ukazywał się „Pamiętnik legionisty” Wincentego Solka, autor wstępu Wiesław Budzyński uważał za stosowne ogłosić, iż jest to pierwsza tej miary legionowa publikacja w kraju, że przez długi czas samo przechowywanie maszynopisu mogło się źle skończyć i że doprowadzenie tej książki do druku uważał za swój patriotyczny obowiązek. Schyłkowy okres PRL dawał już takie możliwości, z czego korzystało np. krakowskie „Pismo Literacko-Artystyczne”, poświęcając jeden ze swoich numerów poezji legionowej i tekstom piosenek śpiewanych przez piłsudczyków.
Maszynopis sprzed lat
Dziś jesteśmy oczywiście bogatsi o cały szereg innych publikacji, jak choćby wydany niedawno „Ofiarny stos” Ludwika Dudzińskiego. Ta książka powinna zainteresować nas także dlatego, że miejscem jej wydania jest Kalisz i że niemal w całości poświęcona jest kaliskim wątkom legionowej historii i legendy, czyli pobytowi polskich żołnierzy w Szczypiornie w 1917 roku. Najpierw był maszynopis powstały prawdopodobnie jeszcze w okresie międzywojennym. – Szczęśliwym zrządzeniem losu tekst ten przetrwał trudne lata II wojny światowej i czasy Polski Ludowej, by dopiero w końcu ubiegłego stulecia zostać upublicznionym poprzez włączenie go do zasobów rękopiśmiennych Biblioteki Narodowej. Interesująca relacja z pobytu w podkaliskim obozie jenieckim jest na tyle ciekawa i obfitująca w mało znane szczegóły, że nawet po upływie dziesiątków lat od tamtych wydarzeń wydaje się być godna opublikowania – przekonuje we wstępie Grzegorz Waliś, który opracował również przypisy do tekstu Dudzińskiego.
Wielonarodowy obóz internowania
Solek i Dudziński byli niemal rówieśnikami. W momencie, w którym ich poznajemy i w którym legionowa epopeja już trwa mają po 16-18 lat. Dla Solka Szczypiorno jest zaledwie epizodem na długiej drodze zapoczątkowanej wymarszem Pierwszej Kadrowej, a zakończonej na Przystanku Niepodległość. Mimo to dobrze zapamiętał takie szczegóły, jak wygląd obozu. Opisuje go jako ogromny czworokąt gładkiego pola, ogrodzony kilkurzędową siatką z drutu kolczastego. Czworokąt ten taką samą siatką podzielony był na mniejsze prostokąty, wewnątrz których stały baraki z desek. Pokryte były papą i częściowo wkopane w ziemię. W całym obozie nie było ani jednego drzewa czy krzewu. Dla kogoś, kto patrzyłby na to wszystko z pewnej wysokości, cały obóz przypominałby kretowisko czy nawet zbiorowisko kretowisk uporządkowanych w szeregi. Wśród nich niczym gołębniki sterczały wieże strażnicze. Środkiem obozu biegła szeroka ulica, dzieląca go na dwie połowy. Tylko jedną z nich zajmowali legioniści (Solek, s. 189-190).
Dudziński uzupełnia ten obraz o inne szczegóły. Niemieccy nadzorcy wyposażeni są w karabiny maszynowe, a nawet działa, a Polacy nie są tam pierwszymi więźniami. Przed nimi i równocześnie z nimi w Szczypiornie przebywają jeńcy rosyjscy, francuscy, angielscy i belgijscy. Są Serbowie, Czarnogórcy, Rumuni, Hindusi, a nawet „różne szczepy murzyńskie”, czyli – jak można się domyślać – zniewoleni żołnierze francuskich i brytyjskich wojsk kolonialnych.
Legionowy szacunek dla Marszałka
U Dudzińskiego obraz podkaliskiego obozu jenieckiego jest dużo pełniejszy choćby z tego względu, że jego opowieść rozpoczyna się w lipcu 1917 i kończy w grudniu tego samego roku, tak więc w całości przypada na okres internowania. Jej punktem wyjścia jest kryzys przysięgowy, gdy legioniści Piłsudskiego na równi ze swym Komendantem odmówili złożenia przysięgi wierności Niemcom, Austro-Węgrom i ich sojusznikom. – Zupełnie poważnie roztrząsano w pułku sprawę zbrojnego oporu, czemu jednak Komendant Piłsudski kategorycznie sprzeciwił się. – Nam nie wolno popełniać szaleństw. Wierzcie mi, pełnym krokiem idziemy do zwycięstwa… (Dudziński, s. 39).
Ów kult dla Marszałka, pisanego zawsze wielką literą, u Dudzińskiego jest znamienny i może nawet nieco przesadny, lecz pamiętać trzeba, że wśród legionistów był zjawiskiem powszechnym. Wielka litera zostaje zachowana także wtedy, gdy używany jest zaledwie przydomek lub zaimek. – Z chwilą uwięzienia Dziadka los naszej gromady szczypiorniańskiej należy uznać za przesądzony; dotąd będziemy internowani w obozie jeńców, dopóki On nie odzyska wolności. Jest to naga prawda i niewątpliwa, wobec której wszelkie wieści o wypuszczeniu nas muszą posiadać wartość tendencyjnie lansowanych plotek i niczego więcej (Dudziński, s. 55).
„Werbunek do „polnische Wehrmacht”
Obozowa codzienność to 300 gramów chleba dziennie, mdła mamałyga, zupa z kapusty lub brukwi, kasza lub grysik najgorszego gatunku. Do tego zimno i choroby, utrudniony kontakt ze światem zewnętrznym i chwile zwątpienia w sens ofiary składanej z własnej wolności. Wśród legionistów – wbrew legendzie – nie wszyscy są jednomyślni. Nie brakuje konfidentów, a takich, którzy nie okazali się dość silni lub dali się zwieść, jest więcej niż można by przypuszczać.
Jesienią 1917 roku niemieccy zarządcy obozu usilnie werbują Polaków do „polnische Wehrmacht”, korzystając przy tym z usług „denuncjatora Sujkowskiego i zdrajcy – kapelana Kwapińskiego”. – Pod osłoną ubiegłej nocy około stu pięćdziesięciu słabych i wstydliwych ludzi uszczupliło nasze szeregi – przyznaje Dudziński pod datą 21 października. W sumie na około 3 tys. polskich więźniów Szczypiorna posłuch Niemcom dało 840 osób, godząc się złożyć przysięgę wojskową na wierność cesarzowi. Przy tym pamiętać jednak trzeba, że zaledwie trzy tygodnie później pozostali w obozie Polacy twardo odmówili zgody na przyszycie do mundurów numerów jenieckich, czego konsekwencją był nawet czterodniowy protest głodowy.
Wielobarwna wizja świata
Morale, postawy i decyzje legionistów w Szczypiornie, a także obraz Legionów Polskich, jaki wyłania się z pamięci tych spośród żołnierzy Piłsudskiego, którzy parali się piórem, nie są więc jednoznaczne. Z jednej strony mamy Polaków takich jak wspomniani Sujkowski czy Kwapiński, zapamiętani zarówno przez Dudzińskiego, jak i Solka, z drugiej jest równie albo i bardziej pamiętny niemiecki komendant obozu, major Hugo Kaupisch, dobroduszny staruszek, który podaje się za potomka Stanisława Leszczyńskiego. W jakiejś korespondencji z tym idzie jego nieskrywana sympatia dla Polaków, również tych zamkniętych za drutami Szczypiorna.
Owa niejednoznaczność i wyjście poza wizję świata jedynie dwubiegunową i dwubarwną to kolejny z pożytków płynących z tej literatury.
przejdź do Szczypiorniak