"Odkrywamy tajemnice Kalisza i regionu kaliskiego"
  Obóz jeniecki w Szczypiornie
 

 Gdy w lipcu 1917 roku do Szczypiorna przywieziono pierwsze transporty pol­skich żołnierzy, nikt nie przypuszczał, że ta podkaliska miejscowość stanie się jednym z legendarnych miejsc wojennej epopei legionów polskich.

Józef Piłsudski – tworząc w 1910 roku parami­litarne oddziały strzeleckie w Galicji – liczył, że zbliżająca się konfrontacja państw zaborczych może stworzyć szansę na odbudowę niepodle­głego państwa. Polacy powinni zatem, według niego, przygotować się do jej wykorzystania. Niewielu wierzyło, że podjęte wówczas decyzje stanowią początek długiego procesu tworzenia armii polskiej.

Oddani sprawie polskiej

 

Przekraczając na czele Pierwszej Kompanii Kadrowej Wojska Polskiego 6 sierpnia 1914 roku granice zaborów, przyszły marszałek Polski nie ukrywał, że celem jego akcji jest odbudowa nie­podległej Polski. Jednak próba powołania Rządu Narodowego w Królestwie i postawienia polityków państw centralnych wobec faktów dokonanych zakończyła się fiaskiem. Tak więc Piłsudski, ze względów taktycznych, musiał zaakceptować ideę lansowaną przez polityków galicyjskich, zmierza­jącą do budowy oddziałów polskich u boku armii austriackiej. Jego Pierwsza Kompania Kadrowa została przemianowana w I pułk, a wkrótce I bry­gadę legionów.

Warto pamiętać jednak, że ten charyzmatyczny brygadier wykształcił u swoich podwładnych silne poczucie odrębności i niezależności. Niezmiennie dążył do tego, aby żołnierzy, którymi dowodził postrzegano za odrębne wojsko polskie sprzy­mierzone z Austrią, a nie za część austriackiej armii.... Taka postawa zaowocowała u legionistów z I brygady z jednej strony wykształceniem poczucia wyższości w stosunku do Austriaków i Niemców, a z drugiej bezgranicznym oddaniem swemu dowódcy. Niemniej jednak w pierwszych latach wojny nie udało się Piłsudskiemu przybliżyć do wymarzonego celu, jakim była wolna Polska.

Kłopotliwy sprzymierzeniec

 

Piłsudski był bardzo kłopotliwym sprzymie­rzeńcem. Bezkompromisowa i radykalna postawa niepodległościowa, jaką prezentował przyszły Naczelnik Państwa, doprowadziła w ostateczności do konfliktu z przełożonymi oraz dowództwem armii austriackiej. Nieprzychylnie postrzegali go także ci politycy galicyjscy, którzy byli zwolenni­kami przekształcenia Austro-Węgier w monarchię trialistyczną. Jednak jego umiejętnie budowana i wciąż rosnąca legenda wśród żołnierzy nie po­zwalała decydentom politycznym i wojskowym na usunięcie go ze sceny politycznej.

Sytuacja diametralnie zmieniła się dopiero 5 listopada 1916 roku. W tym dniu dwaj cesarze – Wilhelm II i Franciszek Józef I – w ogłoszonym manifeście proklamowali utworzenie Królestwa Polskiego. Uważając, że jest to istotny krok na drodze do odbudowy niepodległego państwa, niedawny dowódca I brygady wszedł w skład mającej sprawować władzę Tymczasowej Rady Stanu. Uważał bowiem, że jest to istotny krok na drodze do odbudowania państwa. Jako referent Komisji Wojskowej zamierzał przekształcić bry­gady legionowe w armię polską, która walcząc u boku niemieckich sojuszników, złoży przysięgę przed polskim sztandarem, będzie walczyć pod polską komendą i podlegać polskiemu rządowi.

Bojkot cesarskiej przysięgi

 

Jednak i w tym wypadku założony przez Piłsudskiego program działania pozostawał w sprzeczności z projektami polityków państw cen­tralnych. Wycofane z frontu jednostki legionowe (teraz nazywane Polskim Korpusem Posiłkowym) przechodziły ponowny proces szkolenia pod okiem oficerów niemieckich. Dowództwo wojskowe w Berlinie nie zamierzało przekazywać ich, nawet formalnie, pod kontrolę Tymczasowej Rady Stanu. W tej sytuacji, wobec braku nadziei na zrealizowa­nie swoich celów, Piłsudski demonstracyjnie ustąpił z zajmowanego stanowiska i wezwał żołnierzy do zbojkotowania planowanej przez Niemców przysię­gi na wierność dwóm cesarzom.

W lipcu 1917 roku legioniści z dawnej I brygady oraz części III brygady odmówili złożenia przysięgi. W odpowiedzi Niemcy internowali Piłsudskiego i jego najbliższych współpracowników, a wobec buntowników zastosowali represje. Poddanych Franciszka Józefa I wcielono do armii austriackiej i wysłano na front włoski, natomiast Królewiaków internowano. Oficerów wywieziono do obozu w Beniaminowie, natomiast około 4 tysięcy szere­gowców umieszczono w obozie w podkaliskim Szczypiornie. Żołnierze, którzy złożyli przysięgę – a więc walczący w dowodzonej przez Józefa Hallera II brygadzie oraz pozostali żołnierze III brygady – jako Polski Korpus Posiłkowy zostali wysłani na front rosyjski.

Internowanie w Szczypiornie

 

Warto pamiętać, że legioniści uznali decyzję o internowaniu za kolejną ofiarę złożoną w walce o niepodległość ojczyzny. Tak więc: Do pociągów, mających nas zawieźć za druty obozu interno­wania, szliśmy bez eskorty, z fantazją śpiewając – wspominał Michał Tadeusz Brzęk-Osiński. Także w drodze ze stacji do obozu oddziały legionowe udawały się bez strażników, a największe zasko­czenie komendantury wywołali ci legioniści, którzy zgubiwszy się podczas transportu, zgłaszali się dobrowolnie do obozu.

To co zobaczyli legioniści w Szczypiornie mu­siało jednak mocno nadwyrężyć ich chęć wytrwa­nia w swoim postanowieniu. Niemcy pierwotnie zbudowali obóz jako miejsce kwarantanny dla pojmanych jeńców, ale faktycznie bardzo szybko stał się on normalnym obozem jenieckim. W chwili przybycia legionistów przebywało w nim około 20 tys. osób. Dlatego też w porównaniu z innymi obozami jenieckimi warunki tu panujące okazały się o wiele cięższe niż w innych obozach. Jeńcy mieli do swojej dyspozycji jedynie drewniane baraki kryte papą i wkopane do połowy w ziemię. Cały teren był natomiast podzielony podwójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego na sektory (tzw. „bloki”).

Zabłocone bloki

 

Kazimierz Kierkowski tak m.in. wspominał swój pobyt w Szczypiornie: „Zamieszkałem” w bloku IV, w ziemiance nr 6. W ziemiance błoto, że się z pryczy schodzić nie chce. Dano mi legowisko (barłóg zabłocony) po wywiezionym kapitanie Zo­siku. W naszej budzie ciągną się sznurem podarte sienniki i kolorowe (papierem wypchane) kołdry. Nad głowami wiszą małe półeczki na sznurkach, a plecaki i mnóstwo wag prymitywnych dopełniały „umeblowania”. Tadeusz Brzęk-Osiński natomiast dodawał, że podczas posiłków jeńcy otrzymywali: Na śniadanie i kolację pół litra Ersatz herbaty i 150 gramów chleba, w którym było tylko 25 proc. mąki, a reszta to mielone kasztanowce, słoma, obierzyny z ziemniaków itp. A na obiad ½ litra zupy jakiegoś morskiego świństwa i liści buraczanych.

W trosce o żołnierskie morale

 

W pierwszych tygodniach pobytu utrzymywały się jeszcze wśród osadzonych w Szczypiornie legionistów bojowe nastroje. Duży udział mieli w tym legionowi oficerowie, którzy podając się za sier­żantów, pomaszerowali do obozu razem ze swymi podkomendnymi. W późniejszym okresie, już po wy­łapaniu przez władze niemieckie ukrywających się oficerów, zadanie utrzymania morale internowanych wzięli na siebie niektórzy podoficerowie.

 

Efektem ich działalności było stosunkowo szybkie utworzenie komitetu gospodarczego, który zajął się obozową kuchnią. Wkrótce rozpoczęła działalność także obozowa poczta, warsztaty rzemieślnicze, chóry, grupy teatralne czy sportowe, a dla chcących się uczyć zorganizowano kursy dokształcające.

Życzliwy komendant Kaupisch

 

Wraz z upływem czasu monotonia, wiążąca się z życiem w izolacji, wzięła jednak górę i nastroje wśród legionistów zaczęły się stopniowo pogar­szać. Obok przenikliwego jesiennego chłodu i wilgoci największą bolączką był brak żywności. Władzom niemieckim niezwykle trudno było pod koniec wojny wyżywić, choćby w podstawowym zakresie, przetrzymywanych jeńców. Często więc ci ostatni byli zmuszeni sprzedawać nawet własne buty, by kupić żywność. (Tak więc gdy przyszło jesienne ochłodzenie, komenda obozu musiała przekazać im drewniane chodaki.)Początkowo ciężką sytuację bytową łagodziła stosunkowo mało restrykcyjna kontrola poczynań legionistów ze strony Niemców. Strażnicy pełniący służbę w obozie często nie rozumieli, dlaczego muszą pilnować niedawnych sojuszników. Na uwagę zasługuje tu m.in. postawa komendanta „polskiej” części obozu, majora Hugo Kaupischa, który hardych podopiecznych darzył pewną sympatią.
Wykorzystując tę sytuację, legioniści zaczęli podrabiać i przerabiać różne przepustki, na które przechodzą przez bramę, a następnie idą do Ka­lisza, gdzie kupują różne prowianty albo dostają od Ligi Kobiet i wracają z pełnymi plecakami. Tych, którzy zostali przyłapani poza obrębem obozu Niemcy eskortowali razem ze zdobytym prowiantem z powrotem za druty.

Pomoc miejscowej ludności

 

Część internowanych nawiązała kontakty z rodziną i otrzymywała pomoc w postaci paczek żywnościowych. Piętnaście tysięcy marek na żywność i słowa otuchy dla internowanych przesłał także Aleksander kardynał Kakowski – Metropolita Warszawski. Jednak największego wsparcia in­ternowani doświadczyli od miejscowej ludności. Akcji niesienia pomocy patronowały wspomniana wcześniej Liga Kobiet Pogotowia Wojennego oraz Komitet Opieki nad Jeńcami. Mieszkańcy Kalisza część swych skromnych zapasów żywnościowych i sanitarnych wysyłali internowanym w postaci pa­czek. Rozwinęła się także akcja utrzymywania kon­taktu listownego z poszczególnymi żołnierzami.
Jednak legioniści musieli poradzić sobie z jeszcze jednym problemem. Pobyt niedawnych sojuszników w obozie jenieckim był pod względem propagandowym dla władz niemieckich dość kłopotliwy. Rozpoczęto więc wywieranie na legio­nistów coraz większej presji, aby zmusić ich do złożenia przysięgi. W obozie zaczęli pojawiać się wysłannicy dowództwa legionów z propozycjami powrotu do walczących oddziałów. Akcja ta jednak zakończyła się częściowym sukcesem, bowiem zgodę na złożenie przysięgi wyraził mniej więcej co czwarty żołnierz.

Głodówka odpowiedzią na represje

 

W tej sytuacji w stosunku do pozostałych in­ternowanych zaczęto stosować coraz ostrzejsze metody nacisku. Miejsce życzliwego majora Kaupischa zajął – jak go określił Brzęk-Osiński – zacięty prusak kapitan Gliwitz. Chcąc przerwać serię ucieczek z obozu, nakazał on legionistom naszyć na mundury numery. Gdy internowani odmówili, aresztował uznanych przez siebie za przywódców buntu podoficerów i wysłał do obozu karnego w Rastadt. Stopniowo zaczęto ograni­czać akceptowane wcześniej formy aktywności żołnierzy. Wstrzymano wymianę korespondencji, zamknięto kantynę, odcięto pomoc żywnościową dostarczaną z Kalisza. Wreszcie postawiono przy każdym baraku wartownika, który miał rozkaz nie wypuszczać na zewnątrz nikogo bez naszytego numeru na mundurze.  W odpowiedzi na nasilające się represje legio­niści proklamowali głodówkę, która trwała od 14 do 17 listopada 1917 roku. Konflikt coraz bardziej zaostrzał się, kompromitując tak dowództwo legio­nów, jak i sprawującą z niemieckiego nadania w Królestwie władzę, Radę Regencyjną.

Poparcie w całym kraju

 

Rozgłosu akcji legionistów nadawały dodatkowo akcje solidarnościowe organizowane na terenie okupacji niemieckiej. Rada Główna Opiekuńcza i Liga Kobiet w całym kraju prowadziły zbiórkę pie­niędzy na głodujących legionistów. W Warszawie młodzież organizowała demonstracje, domagając się zwolnienia legionistów i ich dowódcy. Protesty zyskały tak wielki rozgłos, że stały się przedmiotem interwencji Rady Regencyjnej u władz niemieckich i interpelacji poselskiej w parlamencie austriackim.  Ich skalę dobrze odzwierciedla zapis nieprzy­chylnej Piłsudskiemu i jego zwolennikom żony jednego z regentów, księżnej Marii Antoniny Lubo­mirskiej. Pod datą 10 grudnia 1917 roku napisała, że: Wczoraj odbyły się demonstracje młodzieży krwawo zakończone. Pochody uliczne pod hasłem „precz z Niemcami”, domagające się wyswobodze­nia Piłsudskiego oraz uwięzionych w Beniaminowie i Szczypiornie. [...] W naszych miękkich słowiań­skich duszach jest szkodliwa skłonność wyolbrzy­miania krzywd chwili bieżącej i zatrzymywania się przy nich ze szkodą dalszej przyszłości, ku której należy wzrok i czyn natężyć poprzez ciernie bieżą­cego dnia. Inaczej nie zwyciężymy. Obecnie Polska wcieliła się w Szczypiornie (żołnierze) i Beniaminów (oficerowie) i w sposób histeryczny stały się (one) symbolem gwałtu i przemocy – płachtą czerwoną, a los tych wolontariuszy, których jedyną zbrodnią odmowa złożenia nienawistnej sobie przysięgi, przeto cierpienie za ideę, lubo niesforne, wzrusza wszystkie w kraju młode i gorące serca, mnoży ferment i niezadowolenie.

„Kaliszanie niech żyją!”

 

Ostatecznie władze zażegnały konflikt, godząc się na zwolnienie nieletnich i chorych legionistów do domów, a resztę – w sumie około 2000 osób – przenosząc do obozu w Łomży.
    W myśl tych decyzji pierwsza grupa interno­wanych odjechała do nowego miejsca pobytu 15 grudnia 1917 roku. Opuszczając Ziemię Kaliską, legioniści wystosowali pismo do Komitetu Opieki nad Jeńcami, dziękując im za życzliwą i ofiarną pomoc, kończąc go okrzykiem „Kaliszanie niech żyją!”. Warto zaznaczyć, że życzliwym okrzykiem i defiladą pożegnano również majora Kaupischa, który cieszył się u internowanych opinią przyzwo­itego człowieka.

Gdy odjeżdżał drugi transport, wzdłuż drogi przemarszu legionistów z obozu na dworzec kole­jowy zebrali się mieszkańcy Kalisza. Pragnęli oni pożegnać tych, którymi przez ostatnie miesiące się opiekowali. Wtedy też kaliszanki po raz pierwszy mogły zobaczyć osoby znane im tylko z listów.
Kończył się kolejny etap historii legionów, który na stałe wpisał się do historii walk o niepodległą Polskę. Walk prowadzonych już przy pomocy nowo­czesnej broni, ale jeszcze często w myśl dawnych honorowych reguł. Dwadzieścia lat później poświę­cenie legionistów zostało przyćmione ogromem cierpienia społeczeństwa polskiego pod okupacją hitlerowską i stalinowską. Legenda Szczypiorna powoli ulegała zapomnieniu.

przejdź do Narodziny wolności i legendy legionów

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 8 odwiedzający (16 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja